lista polskich jeńców wojennych w niemczech

Rozmowy polskich oficerów z Niemcami rozpoczęły się 2 października 1944 roku i miały miejsce w Ożarowie Mazowieckim. 3 października Iranek-Osmecki podpisał układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Stronę niemiecką reprezentował generał Erich von dem Bach-Zelewski, jeden z katów powstańczej Warszawy i polskich cywilów. Układ brzmi: I.1. W dniu 2 X 1944 o godzinie 20 cz. n. 21:00 cz. p. ustają działania wojenne między polskimi oddziałami wojskowymi walczącymi na obszarze miasta Warszawy a oddziałami niemieckimi. Za polskie oddziały wojskowe uważa się wszystkie polskie formacje podległe taktycznie dowódcy AK w okresie walk od 1 VIII 1944 do dnia Na skutek agresji ZSRR na Polskę z 17 września 1939 r. do niewoli sowieckiej dostało się ok. 250 tys. polskich jeńców wojennych. Ponieważ władze radzieckie nie były przygotowane na przyjęcie tak dużej liczby internowanych żołnierzy, decyzją Ławrientija Berii z 19 września 1939 r. w ramach struktur NKWD powołano dodatkową jednostkę – Zarząd do spraw Jeńców Wojennych Pamięć o tych wydarzeniach jest zaniedbana i dlatego Narvik Krigsmuseum we współpracy z Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, organizuje wystawę poświęconą losom polskich jeńców wojennych w Norwegii. Wystawa została otwarta 28 września bieżącego roku w Narvik. W sześciotomowej pracy poświęconej „historii wielkiej wojny ojczyźnianej ZSRR”, oficjalnym przedstawieniu wydarzeń z lat 1941–1945, miliony sowieckich jeńców wojennych prawie w ogóle się nie pojawiają, gdyż samo ich wspomnienie byłoby przyznaniem się do błędnych decyzji strategicznych podjętych przez Stalina latem 1941 no togel yang keluar hari ini singapura. W połowie 1945 roku na terenach byłej Trzeciej Rzeszy według różnych szacunków znajdowało się od 1,5 do 2 mln Polaków, w tym około 100 tysięcy osób do osiemnastego roku życia. Źródło: Deutsche WelleDanuta Jelinek z Dortmundu jest jedną z ostatnich z tamtego pokolenia dipisów (ang. displaced persons), czyli osób, które po II wojnie światowej nie mogły lub nie chciały wrócić do Polski. Jej rodzina pochodziła ze Stryja koło Lwowa, a ziemie te po wojnie znalazły się poza terytorium Polski. Jej rodzice planowali emigrację do Kanady i już z dwoma kuframi byli na statku, który miał tam płynąć, ale wtedy zginęły ich papiery i cała rodzina musiała zejść na ląd. Jak wspominała jej nieżyjąca matka w obozach dla uchodźców po II wojnie światowej było bardzo Jelinek była z rodziną aż w 16 obozach dla uchodźców zanim w 1951 roku otrzymali mieszkanie w Dortmundzie, na pierwszym w Niemczech osiedlu dla dipisów, gdzie mieszka do dziś, tak jak jej córka i wnuczka. Osiedle to było taką " Małą Polską", bo tam wszyscy Polacy znali się jeszcze z obozów. Jak wspomina, gdy poszła do szkoły, to w szkole nie wolno jej było mówić po polsku, a w domu zabraniano jej mówić po rodziny na pokójDanuta Jelinek była min. w obozie w Reine, Essen, Reckenfeld, ale najgorzej wspomina obóz w Solingen, bo tam do dziś znajduje się grób jej braciszka, który zaraził się mlekiem w obozie i umarł na szkarlatynę. Z początku władze nie chciały się zgodzić na jego pogrzeb, ale ponieważ w obozie była polska policja, uzyskano w końcu zgodę na jego pogrzeb w nocy.– Ludzie mieszkali w strasznych warunkach. W jednym pokoju po dwie czy trzy rodziny, które odgradzały się kocami. Toalet nie było, tylko na zewnątrz. Codziennie awantury między ludźmi i gwałty na kobietach – tak pani Danuta opisuje warunki w warunki polskich dipisów potwierdza dr Łukasz Wolak, autor bloga o uchodźcach polskich w Niemczech. – Wielu polskich dipisów w powojennych Niemczech zmagało się z trudną sytuacją materialną i bytową. Wielu za drobne kradzieże trafiło do alianckich więzień - mówi badacz. Jak dodaje, zdarzały się nawet wyroki śmierci.– Znaczne problemy towarzyszyły matkom samotnie wychowującym dzieci, które utrzymywały się ze skromnego zasiłku socjalnego. Znamienny jest przypadek samotnej schorowanej kobiety wychowującej niepełnosprawną córkę, która zwróciła się o pomoc do zarządu głównego Zjednoczenia Polskich Uchodźców (ZPU) w sprawie o odszkodowanie za pobyt w obozie koncentracyjnym. Jej sytuację pogorszyła ciąża córki, do której doszło w wyniku gwałtu amerykańskich żandarmów. Zrozpaczona kobieta była w potrzasku. Mimo skromnej renty jaką otrzymywała od władz RFN nie mogła swobodnie kupować lekarstw a także opiekować się niepełnosprawną córką i jeszcze nienarodzonym dzieckiem – mówi historyk dr Łukasz nad polskimi uchodźcami sprawowała grupa Polskich Oficerów Łącznikowych przy Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Organizacja Oficerów Łącznikowych PSZ licząca 152 osoby była jedyną polską instytucją dopuszczoną do opieki nad obywatelami polskimi w Niemczech. W maju 1945 roku liczba uwolnionych polskich obywateli przekroczyła milion osób, które umieszczono w ponad 500 ośrodkach rozproszonych po całych zachodnich Niemczech. Opiece jednego polskiego oficera łącznikowego podlegało średnio 6,7 tys. Polaków."Byli bez mydła, bielizny, jarzyn"W 1945 roku liczba polskich obozów dla uchodźców wynosiła ponad tysiąc. W 1947 było ich 344: w strefie amerykańskiej 95, brytyjskiej 203 i 46 w strefie francuskiej. Takie dane widnieją w dokumentacji oficerów łącznikowych, które znajdują się dzisiaj w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Polscy oficerowie łącznikowi interweniowali we wszystkich sprawach dotyczących określenia statusu i potrzeb polskich tragiczne uznawali również warunki w obozach dla dipisów polscy księża. W lipcu 1945 roku arcybiskup Wojska Polskiego Józef Gawlina tak zanotował w swoich wspomnieniach wydanych w 2004 roku w opracowaniu prof. Jerzego Myszora:"Wracając przejeżdżałem przez Braunau, miejsce urodzenia Hitlera. Ponury wygląd tego miasteczka spotęgowany został żalami i narzekaniami spotkanych Polek, które otrzymywały tylko 100 gram chleba dziennie, a nawet tego chleba nie dawano im codziennie, tylko jakiś kapuśniak".Ciężkie warunki zauważył też biskup Gawlina w obozie w Hof: "Byli bez mydła, bielizny, jarzyn. Cierpieli głód, bywali przerzucani bez zapowiedzi czasu i miejsca. Wielu było po raz trzeci, niektórzy po raz piąty w tym obozie. Woziło się ich bezcelowo. Z obozu zaś nie wypuszczano ich na miasto. Pewnej Polce nie pozwolono się widzieć z chorym mężem w szpitalu, a dopiero na pogrzeb dano jej przepustkę".Na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej w Niemczech wcale nie było lepiej. Budziło to rozgoryczenie i oburzenie byłych jeńców oflagów, o czym świadczą liczne artykuły prasowe na ten temat. Oto cytat z artykułu w "Słowie Polskim" z dnia 23 lutego 1946 roku. "Pod pozorem tępienia tzw. czarnego rynku żandarmeria brytyjska dokonuje aktów zwykłego bezprawia i karygodnej samowoli w stosunku do oficerów i szeregowych zwykłych jeńców wojennych. Bezprawie to wzorowane jest na najgorszych metodach jakie wszyscy mamy w pamięci z okresu przebywania w obozach niemieckich. (…) Nie otrzymaliśmy dotąd bielizny, butów, płaszczy, prześcieradeł, nakryć głowy, słowem nic nie wyłączając pasty i szczotek do zębów i butów, nożyków do golenia itp. A przecież w chwili gdy nas uwalniano wielu z nas miało na nogach tylko drewniaki, obszarpany mundur i jedną koszulę na grzbiecie (…) Jeśli do tego dodać grubiańskie zachowanie się żandarmerii brytyjskiej, często grożenie bagnetem, rewolwerem i popychanie przy akompaniamencie niewybrednych przekleństw, jeśli dodać, że jeden z oficerów przed paru dniami został na dworcu uderzony w twarz w czasie kontroli przez żandarma brytyjskiego tylko dlatego, że zwrócił mu uwagę na niestosowność zachowania się – będziemy mieli obraz stosunków, które się tu wytworzyły".Dlatego wśród Polaków dominowało uczucie zawodu postawą Anglików jako sprzymierzeńców Polski, którzy zawiedli Polaków nie tylko we wrześniu 1939 roku ale też podczas konferencji Wielkiej Trójki, gdzie zapadały decyzje w sprawie granic i stref jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści. For faster navigation, this Iframe is preloading the Wikiwand page for Volkslista. Connected to: {{:: Z Wikipedii, wolnej encyklopedii {{bottomLinkPreText}} {{bottomLinkText}} This page is based on a Wikipedia article written by contributors (read/edit). Text is available under the CC BY-SA license; additional terms may apply. Images, videos and audio are available under their respective licenses. Please click Add in the dialog above Please click Allow in the top-left corner, then click Install Now in the dialog Please click Open in the download dialog, then click Install Please click the "Downloads" icon in the Safari toolbar, open the first download in the list, then click Install {{::$ Pokaż menu Strona główna Ofiary represji niemieckich : Krzysztof Kopeć Dokumenty na temat represji i zbrodni niemieckich, popełnionych na Polakach i obywatelach innych narodowości w latach 1939–1945, znajdują się w przejętych przez Instytut Pamięci Narodowej – Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu materiałach zgromadzonych przez jego poprzedniczkę, tj. Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Międzynarodowa Służba Poszukiwawcza (International Tracing Service – ITS) w Bad Arolsen powstała w celu prowadzenia poszukiwań i rejestracji osób zaginionych podczas II wojny światowej. Od początku działalności, jeszcze podczas działań wojennych, gromadziła różnego rodzaju dokumenty dotyczące osób represjonowanych przez III Rzeszę, tworzące dziś potężny zasób składający się z 26 km bieżących akt. Od przeszło dekady materiały te są digitalizowane, co umożliwia dostęp do zbiorów za pośrednictwem specjalnie skonstruowanej bazy danych. IPN jest jedyną instytucją w Polsce i jedną z kilku na świecie, która posiada pełną wersję tej unikatowej aplikacji. Otrzymanie jej było możliwe dzięki przystąpieniu Rzeczypospolitej Polskiej, jedynego państwa z dawnego bloku wschodniego, do Umów Bońskich, co nastąpiło 7 marca 2000 r., oraz w wyniku ich nowelizacji z 16 maja 2006 r., kiedy to podjęto decyzję o możliwości udostępnienia kopii cyfrowych zasobu ITS sygnatariuszom traktatu. W 2007 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej zdecydowało o przekazaniu zdigitalizowanych materiałów do IPN w Warszawie, natomiast archiwiści Instytutu zaczęli z nich korzystać w roku 2010. Bazę można podzielić tematycznie na trzy części. Pierwsza - Incarceration and persecution to zbiór materiałów obozowych, więziennych, śledczych oraz sądowych. Akta obozowe stanowiące podstawę tej sekcji, w większości dotyczą poszczególnych obozów koncentracyjnych. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują zbiory dotyczące KL Dachau, KL Buchenwald oraz KL Mauthausen – obozów, której oryginalna dokumentacja zachowała się w dużym stopniu. Mamy tu głównie do czynienia ze skanami kart więźniów, list transportowych osób przybywających i opuszczających dany obóz, wykazów osadzanych w komandach pracy, aktów zgonu czy materiałów ze szpitali obozowych. Dokumentację Gestapo, materiały więzienne i sądowe zebrano w podzbiorze Prisons and Persecution. Odnajdziemy tu akta policyjne, dokumentację postępowań prokuratorskich i sądowych i księgi ewidencyjne zakładów karnych. Druga część dokumentacji zawartej w bazie (Registration of Foreigners and German Persecutees by Public Institutions, Social Securities and Companies) to zbiór materiałów dotyczących osób zarejestrowanych i zatrudnionych na terytorium Rzeszy, głównie cudzoziemskich pracowników przymusowych. Istotną część zbioru stanowią spisy osób przebywających podczas wojny na terenie poszczególnych gmin w Niemczech, sporządzone już w latach powojennych na polecenie alianckich władz okupacyjnych. Tworzono je na podstawie oryginalnej miejscowej dokumentacji – akt policyjnych, więziennych, meldunkowych czy dokumentacji medycznej. Znajdziemy tu ponadto rejestry zmarłych i informacje o miejscach pochówku. Część druga zawiera oryginalne dokumenty sporządzone podczas wojny – karty pracy, karty meldunkowe, karty osobowe jeńców wojennych. Ich uzupełnieniem są powojenne materiały urzędów stanu cywilnego, dotyczące osób pozostających na terytorium Niemiec i Austrii (akty ślubu, urodzenia, zgonu). Trzecia część (Registrations and Files of Displaced Persons, Children and Missing Persons) to głównie materiały rejestrujące losy tzw. dipisów (displaced persons, DP), a więc osób, które po II wojnie światowej znajdowały się poza swoją ojczyzną, głównie na terenie byłej Rzeszy. Dokumenty te zawierają informacje o ich pobycie w obozach przejściowych, uzyskanej pomocy i wreszcie repatriacji bądź emigracji. Część trzecia zawiera również dokumentację biura zajmującego się poszukiwaniem zaginionych podczas wojny dzieci np. odebranych rodzicom i umieszczanych w placówkach Lebensborn oraz pomocą dla osieroconych dzieci znajdujących się na terenie Niemiec. Aplikacja zawiera rekordy odnoszące się do losów ponad 17 000 000 osób, a zdigitalizowana centralna kartoteka osobowa Arolsen Archives, która stanowi podstawę wyszukiwania w bazie, zawiera około 50 000 000 kart. Odnaleziono imienną listę rosyjskich jeńców wojennych pochowanych w Bytowie podczas I wojny światowej. Sprawa ta może mieć międzynarodowe reperkusje, ponieważ jeniecki, wówczas bezimienny cmentarz, w latach 80. zniszczono. Jest tam teraz nekropolia komunalna - pisze Andrzej Szutowicz, miłośnik historii, który przyczynił się do odkrycia o listę 302 rosyjskich jeńców wojennych z armii carskiej, którzy przebywali w niemieckim obozie w Bytowie. Spoczęli na cmentarzu, przez kilkadziesiąt lat anonimowo. Odkrycie jest szczególnie ważne dla Rosjan. Rodziny pochowanych odnajdą został odnaleziony całkiem przypadkowo w Archiwum Państwowym w Koszalinie, podczas prac badawczych prowadzonych przez Andrzeja Szutowicza, miłośnika historii, współpracującego z redakcją "Dziennika Bałtyckiego".- To z pewnością historyczna sensacja! - ocenia Gerard Czaja, były senator, mieszkaniec Bytowa, pasjonat lokalnej historii - Powinna się o tym dowiedzieć strona rosyjska. Przecież dotychczas były tam groby bezimienne. Uważam, że teraz należałoby wykonać przynajmniej tablicę z nazwiskami wszystkich pochowanych "Dziennika Bałtyckiego" powiadomiła Konsulat Generalny Rosji w Gdańsku, przekazując opis sprawy i materiał Przekażemy te informacje konsulowi i naszemu wydziałowi zajmującemu się cmentarzami. Będziemy w kontakcie - powiedziała pracownica Szutowicza, miejsce pochówku jeńców wojennych powinno być upamiętnione przynajmniej stosowną tablicą z nazwiskami. - Takiego odkrycia nie można lekceważyć. W przypadku cmentarza Orląt Lwowskich to strona polska finansowała upamiętnienie pochowanych. Sądzę, że w tym przypadku zainteresowana powinna być strona rosyjska. My możemy pomóc - deklaruje Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa.***W latach 1914-1916 istniał na terenie Bytowa cmentarz wojenny, na którym spoczywali żołnierze armii carskiej wzięci do niewoli w czasie działań wojennych I wojny światowej. Byli oni jeńcami wojennymi przetrzymywanymi w obozie jenieckim (Kriegsgefangene im Lager Bütow). Według dotychczas nieudokumentowanej opinii, obóz ten miał powstać w miejscu, gdzie istniał obóz dla jeńców francuskich z wojny w latach 1870-1871, którzy mieli być zatrudnieni przy budowie bytowskiej kolei. Jedyne, co konkretnego wiadomo o obozie z lat Wielkiej Wojny, to informacja autorstwa Józefa Lindmajera zawarta na str. 167 "Historii Bytowa". Otóż został on założony w połowie sierpnia 1914 roku, a pierwszymi jego jeńcami byli członkowie załogi rosyjskiego statku internowanego w Gdańsku. W miarę rozwoju sytuacji wojennej jeńców przybywało, pogarszały się też warunki życia. Był to wówczas jeden z 21 niemieckich obozów jenieckich usytuowanych na ziemiach dzisiejszej Polski. Natomiast numizmatycy twierdzą, że nie był to jeden obóz, lecz dwa - oficerski (Offiziergefangenlager) i dla szeregowych (Kriegsgefan-genlager), które tylko sąsiadowały ze sobą. Potwierdzeniem tego ma być fakt, że na potrzeby jeńców bita była specjalna moneta, przy czym inny wzór był dla oficerów, a inny dla szeregowych. Miała ona moc nabywczą tylko na terenie konkretnego dowodem na istnienie obozu żołnierskiego są dzienniki byłego jeńca Wasilija Kuźniecowa. Jednak w skąpych źródłach niemieckich obóz widnieje jako oficerski. Według "Kuriera Bytowskiego" (Stare fotografie, "Obóz przy ul. Gdańskiej"), teren obozowy miał być usytuowany między dzisiejszymi ulicami Gdańską i Lęborską. Tak się złożyło, że w ostatnim okresie udało się znaleźć zdjęcia z okresu jego budowy, na których widać, że powstawał niemal od podstaw. Organizacyjnie znajdował się na terenie podległym XVII Korpusowi Armijnemu, gdzie inspektorem był gen. por. Böhm. Temu samemu inspektoratowi podlegały obozy oficerskie w Grudziądzu, Brodnicy i Gniewie oraz dla szeregowców w Gdańsku, Tucholi, Czersku i Czarnem. Znane jest nazwisko komendanta. Był nim mjr Matten. Niestety, nadal nic nie wiadomo o historii obozu i jego carska miała w swoich szeregach żołnierzy o narodowościach wchodzących w skład imperium, dlatego w obozie przebywali Polacy i - co dla Bytowa jest równie ważne - także Ukraińcy. Istnieje niemieckie źródło, w którym podaje się, że w Bytowie przetrzymywano 366 oficerów i 138 szeregowych narodowości francuskiej. Zanim wojna się skończyła, armia carska w wyniku dwóch rosyjskich rewolucji rozpadła się. Fragment jenieckiego pamiętnikaNa stronie internetowej zacytowany jest fragment pamiętnika, który wydrukowany został w rosyjskim biuletynie ministerstwa wojny "Rosyjski inwalida" (ukazywał się od 4 września 1915 r.) Pamiętnik ten prowadził podczas pobytu w niewoli w Niemczech żołnierz 6 kompanii siemienowskiego pułku Wasylij Kuźniecow. Wydrukowane wspomnienie odnosi się bezpośrednio do pobytu autora w obozie w Bytowie. Po przeniesieniu w inne miejsce Kuźniecowowi udało się uciec do lutego 1915 do miasta Bytów, gdzie rozmieszczono nas w barakach. Ścisk straszny. Każdemu dali wysoki numer. Mnie 13094. Czuję się bardzo źle. Wokół wszystkich baraków ciągnie się ogrodzenie z drutu kolczastego. W środku tego miasteczka jenieckiego stoi areszt, gdzie są wystawione dwa karabiny. Ich lufy patrzą na nas. Po terenie chodzą niemieckie patrole. 1 marca 1915 za życie, naprawdę ciężkie. Poumieszczali nas w baraku. Człowiek leży na człowieku. Dali jeden koc i jeden worek na dwie osoby. Wszystkie tak zawszone, że w nocy trudno usnąć. Do północy walczymy ze wszami, a potem przychodzi zmęczenie i na kilka godzin zapadamy w senny letarg. Rano, po przebudzeniu, ponownie rozgniatamy te pasożyty. Na ciała niektórych nie można patrzeć, tak są ubabrane we Bogu. Czuję się teraz dobrze. Trzy dni ledwo powłóczyłem nogami. Było to nawet lepsze, bo nie czułem tego głodu, jaki teraz mam. Myślę, że zjadłbym Niemca z kośćmi. Sława Bogu. Teraz posiliłem się. Diabeł jedynie wie, z czego był ten obiad. U nas w Rosji lepiej karmi się świnie. Nasz obiad składał się z przegotowanej wody i z nieczyszczonej marchewki. Pół kilo chleba jest wydawane rano i ma starczyć na cały dzień. Można go zjeść od razu, jak dobry placek. Chleb pieczony jest w połowie z ziemniaka. Niemcy podczas wzięcia do niewoli zabrali wszystko, co im się podobało. Jeśli rosyjski żołnierz nie chciał tego dać, wówczas Niemiec nastawiał w jego kierunku bagnet i otrzymywał, co marca 1915 r. Dziś był spacer. Niemiec feldfebel krzyczy na nas niemiłosiernie jak rozwścieczony indyk. Krzyczał dlatego, że źle chodzimy. Jak mam chodzić dobrze, kiedy jestem głodny jak pies? Połaziłem 15 minut i osłabłem. 9 marca 1915 r."Lisica i we śnie widzi kury"; my w tym prześcigamy nawet lisy. Kładziemy się spać, a we śnie od jedzenia aż ślina cieknie. We śnie zawsze marzę, że jestem w domu i koniecznie coś muszę jeść. Odnoszenie się do nas Niemców jest bardzo surowe: za to, że paliło się w baraku - 10 dni srogiego aresztu; za to, że chciał ktoś zabrać marchew z kuchni - 7 dni ścisłego aresztu, a za to, że nie słuchało się starszego, którego Niemcy nazywają kapralem - 14 dni marca 1915 może przyjdzie czas, że nie będę miał sił na pisanie. Siły słabną nie z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę. Spacery są codziennie. Jeńcy chodzą jedną milę wzdłuż drutów. Unikam tych spacerów. Chowam się w baraku i czekam do marca 1915 nie mogą uwierzyć w to, do czego doprowadził Niemiec rosyjskiego jeńca. Dla przykładu, po obiedzie niektórzy chodzą i zbierają resztki jedzenia, np. zgniłe ziemniaki i kości, by nabić swój zgłodniały żołądek byle czym. Niektórzy zbierają w szambie, by wybrać coś, co według nich nadaje się do jedzenia, a przy tym smród jest niemiłosierny. Dziś Niedziela Palmowa. Tak się chce być w takie dni w domu. 21 marca 1915 dwa miesiące, jak jestem w niewoli. Większość Niemców bije jeńców bez konkretnej przyczyny. Dziś byliśmy na odwszeniu. Przesiedzieliśmy nago pod jednym kocem od 6 rano do 12. Trzeci raz wzięli nas do podskórnego wtryskiwania. O Boże! Kiedy będzie pokój? Jeśli wojna przedłuży się jeszcze miesiąc, dwa, to nie przyjdzie dożyć do zawarcia marca 1915 Panu doczekałem święta Zmartwychwstania Chrystusa. Niemcy w ten wielki dzień nakazali nam myć podłogę w pustym baraku. Dodatkowo przyszło przebierać brukiew…O godzinie 4 rano dali nam czarną kawę, o godzinie 7 wydali po pół bochenka chleba. Ja nie wiedziałem, co zrobić z chlebem, czy zjeść go od razu, czy zostawić do obiadu. Zostawiłem do obiadu. O 11 godzinie przyszli z pracy w kuchni koledzy i przynieśli zamarznięte brukwie, te, które i ja przebierałem. Na obiad była woda z ryżem i po jednej śliwce na jeńca. Przez całe swoje życie pamiętać będę te święta Paschy. 26 marca 1915 nie patrząc na święto Świętego Zwiastowania, naszych podoficerów razem z podchorążymi zmuszono do maszerowania gęsim krokiem i skakania za to, że spalili wkład materaca, by ugotować wrzącą wodę. Dziś nikt nie dostał chleba. Wieczorem załadowano nas do wagonów i wywieziono na roboty. Niektórzy jeńcy krzyczeli głośno: "Zastrzelcie nas lub dajcie nam jeść!".29 marca 1915 o godzinie przyjechaliśmy do zajętych przez Niemców Suwałk. Zakwaterowano nas w koszarach 17 strzeleckiego pułku…Po przeniesieniu w inne miejsce autorowi pamiętnika udało się uciec do cmentarz - zostały kościPo obozie pozostał ślad w postaci cmentarza. Pochowani byli na nim żołnierze różnych wyznań. Przeważali prawosławni. W rzędzie pierwszym z lewej strony (wzdłuż płotu od strony PKS) wyróżniały się mogiły żołnierzy żydowskiego pochodzenia - tylko one miały betonowe nagrobki. W ich stojące macewy wkomponowano marmurowe białe płyty, na których obok gwiazdy Dawida widniały wyryte napisy w języku hebrajskim. Ciekawe, że nagrobki te przetrwały okres hitlerowski. Około roku 1970 ktoś zabudował drewnianym szalunkiem znajdującą się w trzecim rzędzie mogiłę i postawił prawosławny drewniany krzyż. Mówiono, że zrobiła to jakaś osoba bliska dla spoczywającego tam rosyjskiego żołnierza. Miała podobno przyjechać z ówczesnego ZSRR. W tym czasie cmentarz był zadbany, wręcz schludny. Spełniał także rolę edukacyjną, gdyż często porządkowali go uczniowie bytowskich szkół podstawowych. Potem od tego zwyczaju odstąpiono. Symptomem końca cmentarza były zacierające się tabliczki nagrobne. Cmentarz istniał do czasu, aż na sąsiednim komunalnym zrobiło się ciasno. Wówczas - mowa o latach 80. ubiegłego stulecia - zapadła decyzja o jego likwidacji. Ówczesne władze jakby się z tym spieszyły. Zwyciężyły wygoda, ekonomia i bezduszność, a może i zwykła ludzka złośliwość. Mimo indywidualnych prób uratowania cmentarza, podjętych na tzw. warszawskim szczeblu, został on doszczętnie zniwelowany, lecz mimo upływu czasu nie dawał o sobie zapomnieć. Ziemia cmentarza przypominała o tym, kto w niej spoczywa. Podczas kolejnych pochówków wykopywano kawałki kości żołnierzy, a także metalowe tabliczki nagrobne z niewyraźnymi już napisami osobowymi. Archiwum w Koszalinie - znalezisko pierwszePodczas poszukiwania w Archiwum Państwowym w Koszalinie nazwisk byłych jeńców Stalagu II B Hammerstein w Czarnem wśród dokumentów dotyczących tego obozu znalazła się kartka ze schematem, na którym widoczne były rzędy prostokącików stanowiące plan cmentarza jenieckiego. Nie był to jednak cmentarz w Czarnem, lecz właśnie nieistniejący już cmentarz w Bytowie. Co ciekawe, z kolejnych dokumentów znalezionych w innych teczkach koszalińskiego archiwum wynika, że cmentarz niemal od początku przejęcia władzy w Bytowie przez Polskę był miejscem troski ówczesnych władz lokalnych. Pismo z 6 lutego 1947 roku, podpisane przez wicestarostę J. Kłodnickiego i wysłane do Wydziału Odbudowy Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie stwierdza, że cmentarz był zadbany i utrzymywany przez Zarząd Miejski w Bytowie i że na jego terenie nie było żadnych nowych pochówków. W piśmie skierowanym do Wojewódzkiego Zarządu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie z 27 lutego 1957 roku starszy inspektor gospodarki komunalnej i mieszkaniowej w Bytowie Mieczysław Wilniewiec informował swoich przełożonych, że na terenie Bytowa znajduje się cmentarz jeńców wojennych, który jest niezaewidencjonowany. Ponadto napisał, że "w roku bieżącym został przewidziany w budżecie kredyt na kapitalny remont tegoż cmentarza w wysokości 30 000 zł., z której to kwoty zamierza wykonać się ogrodzenie cmentarza oraz konserwację grobów".Plan cmentarza częściowo potwierdzał dotychczasową wiedzę na temat tej nekropolii, ale także wniósł poważne korekty. Po ich uwzględnieniu powstał nieco dokładniejszy jego ciągnął się wzdłuż ogrodzenia dawnej siedziby bytowskiego PKS, tego samego, które oddziela dzisiejszy cmentarz Komunalny od ul. Słonecznej. Wejście stanowiła brama, umiejscowiona w tym samym miejscu co dziś. Na jej betonowych słupach (nadal istnieją) przymocowany był szyld informujący, że jest to cmentarz rosyjskich jeńców wojennych. Na nim, nad napisem, namalowany był prawosławny krzyż. Groby układały się w trzy rzędy. Wszystkie miały swój numer. Było ich 288. Okazało się jednak, że w niektórych grobach spoczywało po dwóch zmarłych. Takich grobów było 14. Wynika stąd, że liczba pochowanych żołnierzy armii rosyjskiej wynosiła 302 osoby. Groby nie były obudowane - były to typowe ziemne kopczyki. O tym, kto jest w nich pochowany, informowały prostokątne metalowe białe tabliczki z danymi osobowymi żołnierza. Czy wszystkich pochowanych na tym cmentarzu tak wyszczególniono? Tego, niestety, nie wiadomo. Faktem jest, że groby nr 215 i 222 były bezimienne. Znalezisko drugie - listaW związku z tym że w czasach, kiedy istniał cmentarz, sukcesywnie odnawiano napisy na nagrobnych tabliczkach, istniało przekonanie, że listy nazwisk gdzieś są. Poszukiwania ich trwały wiele lat. Kierowane wówczas do urzędów prośby, osobiste wizyty, telefony nie odniosły skutku. Wiele wysiłku w odnalezienie żołnierskich nazwisk włożyli były wychowanek PDDz w Bytowie Mieczysław Zamara i śp. Piotr Cielecki z bytowskiego muzeum, jednak ich starania nie przyniosły efektów. W końcu z pomocą przyszedł los. Otóż do odnalezionego w Archiwum Państwowym w Koszalinie schematu cmentarza załączona była pełna lista 300 nazwisk z dwoma NN. Nazwiska napisano w brzmieniu fonetycznym, z licznymi germanizmami, co potwierdziło przypuszczenie, że to Niemcy wykonali taką listę. Wstępna analiza brzmień nazwisk wskazuje, że wśród pogrzebanych na bytowskim cmentarzu carskich żołnierzy na pewno było kilkudziesięciu Polaków. To, że byli tam Polacy, potęguje wrażenie nietaktu moralnego, jaki popełniono pod koniec lat 80. XX w. Należy też wspomnieć o grobach jeńców pochodzenia żydowskiego, które mimo że przetrwały nietknięte nie tylko barbarzyńską Noc Kryształową, ale i okres późniejszy, zostały też razem z cmentarzem unicestwione. Były to chyba jedyne zachowane pamiątki żydowskie w Bytowie. Jak wynika z listy nazwisk, żołnierzy pochodzenia żydowskiego mogło być listy nazwisk żołnierzy jeńców wojennych pochowanych na miejscowym cmentarzu wojennym stwarza możliwość małego zadośćuczynienia. Taką szansę daje konstrukcja pomnika. Na jego pustych ścianach można umieścić nazwiska wszystkich jeńców pochowanych w pomnik to zabytek?Centralnym, zarazem najważniejszym obiektem cmentarza był istniejący do czasów obecnych pomnik upamiętniający zmarłych żołnierzy. Został on postawiony dzięki staraniom emigrantów rosyjskich, którzy w okresie międzywojennym stanowili w Niemczech dość pokaźną, wielotysięczną społeczność. Wykonawcą był M. Wach z Berlina-Wilmersdorf. Po symbolice pomnika widać, że żołnierze armii carskiej często różnili się światopoglądem. Świadczą o tym istniejące do dziś symbole religijne umieszczone przy betonowym wieńcu na szczycie pomnika. Mahometański półksiężyc, krzyż łaciński, krzyż prawosławny. Możliwe, że była też symbolizująca Żydów gwiazda Dawida. Niektórzy, przyglądając się dokładnie temu miejscu, widzą jej obrys. Ponoć w środku wieńca stał duży krzyż. Na szczytowej ścianie umieszczony został wykonany cyrylicą napis "1914-1916 RUSKIJE WOJENNO PLENNYJE SWOIM TOWARISZCZAM", co znaczy "1914-1916 rosyjscy jeńcy wojenni swoim towarzyszom". Oczywiście słowo "towarzysz" nie odnosi się do komunistów. Materiały dotyczące cmentarzy w Bytowie znajdują się także w siedzibie konserwatora zabytków w Słupsku. Wykonane są starannie, czytelnie. Niestety, nie uwzględniają wielu obiektów, np. tych z cmentarza na ulicy Pochyłej czy przy cerkwi św. Jerzego, mimo że istniały jeszcze w latach 70. XX w. Na szczęście jest możliwość uzupełnienia tych braków, lecz wymaga to czasu, gdyż w bytowskim muzeum przechowywane są tysiące negatywów zdjęć wykonanych przez p. Bieńkowskiego i na pewno są wśród nich fotografie bytowskich nekropolii. Jak się okazało, na udostępnionym w Słupsku planie bytowskiego cmentarza przy ulicy Gdańskiej nie ma śladu po cmentarzu jenieckim, nie uwzględniono również pomnika. Wynika stąd, że do 25 lipca 2012 roku pomnik ten nie widniał jako zabytek! Czyżby komuś zależało na usunięciu go? Co ciekawe, wiele starych grobów oraz mogił osób wielce zasłużonych dla regionu również nie zostało w dokumentacji konserwatorskiej wyszczególnionych. Szkoda, że także nie wykazano tam nagrobków interesujących pod względem oryginalności wyglądu i wykonania. Trudno nie oprzeć się myśli, że kiedyś komuś zależało, żeby wraz z cmentarzem zniknął pomnik. Na szczęście ocalał i jest także wykazywany w internecie jako bytowska ciekawostka. Przypadkiem ocalała też jedna mogiła oznakowana tabliczką, szczęśliwie znalazła się między dwoma nowymi grobami. We Wszystkich Świętych na pomniku kolejne pokolenia zapalają znicze. Opublikowano: 2022-02-26 13:51: Dział: Historia Niemiecka pamięć historyczna a strefy wpływów w Europie. Czas wyciągnąć wnioski z ukraińskiej lekcji Historia opublikowano: 2022-02-26 13:51: Zdjęcie ilustracyjne / autor: Profesor Włodzimierz Marciniak, który był ambasadorem RP w Rosji w latach 2016-2020, opowiadał kilka dni temu w programie telewizyjnym, że kiedy odwiedzał ambasadę Niemiec w Moskwie, widział tam dwa popiersia: Wilhelma Grafa von Mirbacha-Harffa oraz Friedricha-Wernera Grafa von der Schulenburga. Spośród wszystkich ambasadorów niemieckich, którzy pełnili swą służbę w Rosji, jedynie ci dwaj zasłużyli na takie uhonorowanie. Historyczne strefy wpływów Wielu zapewne ten szczegół wyda się bez znaczenia, jednak ma on głębokie znaczenie symboliczne. Wyjaśnijmy, kim byli wspomniani dyplomaci. Mirbach-Harff to jeden z głównych negocjatorów tzw. pokoju brzeskiego, zawartego 3 marca 1918 roku między Cesarstwem Niemieckim i pozostałymi państwami bloku centralnego a Rosją Sowiecką pod wodzą Lenina. Podpisane wówczas porozumienie de facto dzieliło Europę Środkową na dwie strefy wpływów: niemiecką i sowiecką. Traktat zawierał także tajny protokół, którego trzeci punkt głosił, iż Sowieci rozbroją i nie dopuszczą do formowania oddziałów polskich na terenie Rosji. Drugi ambasador niemiecki w Moskwie, Schulenburg, członek NSDAP od roku 1934, był z kolei w sierpniu 1939 roku jednym z architektów paktu Ribbentrop-Mołotow. Tajny protokół do tego dokumentu dokonywał podziału strefy wpływów w Europie między Trzecią Rzeszą a Związkiem Sowieckim. Ten sojusz między Hitlerem a Stalinem otworzył drogę do II wojny światowej i zbrodni ludobójstwa. Ofiary totalitaryzmów? Gospodarze tłumaczyli, że obaj uhonorowani ambasadorowie byli ofiarami totalitaryzmów. Mirbach-Harff zginął bowiem 6 lipca 1918 roku w zamachu przeprowadzonym przez lewicowego eserowca Jakowa Blumkina, który chciał w ten sposób zerwać pokój brzeski z Niemcami. Z kolei Schulenburg został stracony 10 listopada 1944 roku za udział w spisku pułkownika Clausa von Stauffenberga przeciwko Hitlerowi. Spiskowców trudno nazwać antynazistami. Popierali Hitlera, dopóki odnosił zwycięstwa. We wrześniu 1939 roku Stauffenberg brał udział w napaści na Rzeczpospolitą. W liście z frontu do swej żony Niny pisał o mieszkańcach Polski: *„To niewyobrażalna hołota, bardzo dużo Żydów i bardzo dużo mieszańców. Ci ludzie będą posłuszni jedynie pod knutem. Tysiące jeńców wojennych wykorzysta się dla naszego rolnictwa. W Niemczech na pewno będą użyteczni, pracowici, posłuszni i skromni”. * Spiskowcy zmienili zdanie dopiero po bitwie pod Stalingradem, gdy zdali sobie sprawę, że wojna na dwa fronty musi zakończyć się klęską. Chcieli odsunąć od władzy Hitlera, by zawrzeć separatystyczny pokój z aliantami zachodnimi i móc przerzucić wszystkie swoje siły na front wschodni. Schulenberg był przewidywany w tym układzie na ministra spraw zagranicznych. Uhonorowanie wspomnianych dwóch ambasadorów wiele mówi nam o niemieckiej pamięci historycznej. Mamy bowiem do czynienia z optyką, w której dzielenie Europy Środkowej na strefy wpływów wspólnie z Rosją, nawet w wydaniu totalitarnym, nie jest czymś dyskwalifikującym kogoś jako bohatera. Może to dziś razić Polaków, Finów, Litwinów, Łotyszy, Estończyków czy Rumunów, ale nie Niemców, dlatego że rozumują oni w innych kategoriach. Po prostu inaczej pojmują swoje interesy i mają inne sposoby prowadzenia polityki. Nie piszę o tym, żeby kogoś oskarżać, tylko wyciągać wnioski z faktów. O tym, że Niemcy inaczej postrzegają swoje interesy niż większość państw naszego regionu, świadczy obecna sytuacja na Ukrainie. Nie byłoby tej wojny i wszystkich jej ofiar, gdyby nie długoletnia polityka Berlina wobec Moskwy. To nauczka na przyszłość dla Polski i wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Publikacja dostępna na stronie:

lista polskich jeńców wojennych w niemczech